poniedziałek, 3 maja 2010

party cd.

Ok. Była to chyba najlepsza moja potańcówka w życiu. Najpierw ludzie kpili ze mnie, ale potem byli aż nadto przyjaźni. Co chwilę ktoś podchodził z prośbą o autograf, zdjęcie itd. Ale nie do mnie, rzecz jasna, tylko do Christophera. Jemu też znudziło się to, więc po godzinie zapytał, czy możemy iść gdzie indziej. Z chęcią! Musiałam pokazać mu szkołę, którą "bardzo się zafascynował" - tak przynajmniej mówił. Mimo wszystko ludzie ze szkoły plątali się wokół, a paparazzi czekali na zewnątrz. W końcu zaproponowałam, by pojechać do mnie. Ja przyjechałam z siostrą, a on i Stubby jechali z lotniska wynajętym samochodem. Udaliśmy się nim do mnie, bo dobrze wiedziałam, że on i jego przyjaciel nie wyjadą dzisiaj, a żadnego hotelu w Kalamanzoo nie ma. Rodzice spodziewali się mnie i Sary godzinę później, więc bardzo się zdziwili, gdy przyszłam ja i to z Christopherem. Weszłam do domu i zobaczyłam mamę, która powiedziała dokładnie:

- O, Jessica, czemu tak wcze... - wtedy wszedł Christopher, a mamę zamurowało.

On też powiedział tylko "Dobry wieczór". To ja musiałam wszystko wytłumaczyć i powiedzieć, że potrzebne są dwa miejsca do spania. Dla niego i Stubbiego, bo chyba nie zmieścili by się razem w aucie :). Tata radosny nie był za bardzo, ale mama polubiła go od razu. Christopher z kolegą mieli spać w salonie, na kanapie i materacu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz